Forum www.kropki.legion.pl Strona Główna www.kropki.legion.pl
Forum gry w kropki -
KLIKNIJ I ZAGRAJ W KROPKI ON-LINE
Zasady gry

 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Kropki vs go cz.3
Idź do strony Poprzedna  1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 12, 13, 14  Następna
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.kropki.legion.pl Strona Główna -> Hydepark
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
TheBest78



Dołączył: 16 Lip 2002
Posty: 281
Skąd: z Pcimia Dolnego

PostWysłany: Pon Wrz 08, 2003 11:10 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

też siebie nie wyobrażam Wink
Powrót do góry
 
 
szwagiereczek



Dołączył: 25 Maj 2003
Posty: 567
Skąd: Rzeszów

PostWysłany: Wto Wrz 09, 2003 8:05 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Hehe ty to byś tylko żłopał Laughing
Powrót do góry
 
 
TheBest78



Dołączył: 16 Lip 2002
Posty: 281
Skąd: z Pcimia Dolnego

PostWysłany: Wto Wrz 09, 2003 9:32 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Właśnie się obudziłem po popołudniowym pifku Laughing
Powrót do góry
 
 
radji



Dołączył: 17 Cze 2002
Posty: 556
Skąd: z Siedlec

PostWysłany: Sro Paź 15, 2003 11:03 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

No chyba czas najwyzszy na kontynuacje, mam nadzieje że zaspokoji ona wasze gusta i szybko ocenicie jak anglia wpłyneła na moja powieść Smile
------------------------------------------------------------------------------------

Zaatakował szybko, z łokcia, miecz zaświstał przecinając powietrze, Leokles unikną ciosu niemal w ostatniej chwili. Jednak ciosu który spadł na niego sekundę później zatrzymać już nie zdołał, klinga która miała rozharatać go zatrzymała się tuż przy jego szyi.
- Nie myśl za długo! – Rozległ się krzyk atakującego – w czasie bitwy nie ma na to czasu, parujesz i atakujesz.
Z twarzy Leoklesa wąskimi strozkami płyną pot, był już wyraźnie zmęczony wszak trening zaczęli o poranku, a słonce było już wysoko na niebie. Na szczęście konary gęstych leśnych drzew pod którymi znajdowali się przysłaniało jego nieznośne promienie.
- Przepraszam, Over – wymamrotał Leo
- Nie przepraszaj mnie tylko walcz, w czasie bitwy nie będzie czasu na przepraszam.
Over przez chwile popatrzył na młodziaka.
- Dobrze, więc odpocznijmy – powiedział po chwili – ale nie oczekuj taryfy ulgowej przy następnych treningach, sam tego chciałeś.
Leokles był tak zmęczony ze usiadł w miejscu gdzie stał, rzucając bezwładnie swój miecz obok, Over nie wyglądał na zmęczonego, choć i on nieco odczul kilko godzinny trening, wolnym krokiem podszedł do jednego z drzew i usiadł przy nim układając miecz obok. Nie walczył swa obosieczną machina, lecz nieco mniejszym mieczem, bersekerskie ostrze bynajmniej nie nadawało się do nauki podstaw fechtunku.
Przez chwile siedzieli w ciszy, Leokles delektował się krotką chwila odpoczynku jaka była mu dana, ale i tak miał ochotę zapytać o towarzyszy overa którzy wczorajszego dnia powitali go w obozie. Zapytał wiec bez ogródek o nich, Over w sumie nie czuł niechęci by rozmawiać na ten temat, nawet się nieco rozpromienił i przybrał bardziej humorystyczny wyraz twarzy.
- Już nawet nie pamiętam ile się znamy – odpowiedział - to znaczy, zależy, najdłużej znam Anta innych nieco krócej.
Młodzik nie przerywał bersekerowi, wszak miał to co chciał, dłuższy odpoczynek i możność dowiedzenia się czegoś więcej o najemnych żołnierzach, z którymi przyjdzie mu walczyć.
- Anta znam od dziecka - mówił Over - w sumie wychowaliśmy się niedaleko siebie, jesteśmy niemal rówieśnikami, jestem od niego o rok młodszy. To jest bardzo dziwna postać, od kąd pamiętam był samotnikiem, wiesz znało się go i piło się z nim, ale on zawsze twierdził ze nie lubi ludzi. Miał bogatych starych,. Zapewnili mu wykształcenie i pieniądze, ba nawet żonę, heh, niebrzydka żonę, Ale on jebną to w pizdu. Pewnego dnia, dokładnie nie pamiętam kiedy to było, po prostu znikną, rodzice szukali go dobrych kilka lat i nic przepadł jak kamień w wodę, myślano ze go gdzieś ubili, albo ze postradał zmysły, wszak zawsze brano go za dziwaka. Dziwnie spotkałem go w Kropkotown kilka lat później, tuz przed wojna z golandią, szedł do armii, tak jak i ja, wyobraź sobie moje zdziwienie, gdy go zobaczyłem, a on nic, przywitał się jak gdyby nigdy nic.
- I co? – zapytał Leo ciekawy dalszej części historii.
- Pogadaliśmy nieco, opowiadał że walczył w najemnych odzialach w Cheesworldzie i takie różnie, choć wątpię by powiedział mi cała prawdę, on taki już był tajemniczy. Zapytałem go czemu tak znikną, odpowiedział że taki miał kaprys i zmienił temat, wiedziałem że nie powie dlaczego, wiec nigdy go już więcej o to nie pytałem.
- Myślisz że widział się od tamtego czasu ze swoja rodziną?
Over pokiwał głowa przecząco.
- Wątpię – odpowiedział.
Nastała chwila milczenia, leo szybko żacza kontynuować ten temat, by over nie wpadł na pomysł by zakończyć tak piękną chwile przerwy na która młodzik czekał od dobrych kilku godzin. Tym razem zapytał o Pololordka i szwagiereczka. Jednak te postacie nie były już tak barwne i tajemnicze jak Ant killer.
- Obu znam z kompani bersekerskiej, ot dziwie się że jeszcze kogoś spotkałem z tej dywizji, jak to ktoś stwierdził jesteśmy wymierającym gatunkiem, choć Polko zawsze wierzył że bersekerzy będą po wieki – wypowiedz kończył z nieznacznym uśmieszkiem.
- Ale – ciągną berseker – do dziś przecież istnieje, szara kompania, słyszałeś o szarej kompani
Leo słyszał o szarej kompani,. Zwanymi inaczej szarusami, o słynnej bersekerskiej grupie najemnikow walczącej jak to ktoś kiedyś ujął na końcu świata. Słyszał to co inni i jak inni nie widział jej, jego młodym uszom dochodziły o nich barwne opowieści, mówiono że każdy z nich ma przynajmniej siedem stop wzrostu, a ich miecze prawie dwukrotnie przewyższają miecze zwykłego bersekera.
- Słyszałem o nich – rzekł młodzieniec – ale nigdy ich nie widziałem, a ty widziałeś ich?
- Raz, ale nie w czasie boja, jak maszerowali, naprawdę wyglądali imponująco, wszak każdy szanujący się berseker chciał by do nich trafić.
- nawet ty?
- Kiedyś o tym marzyłem, ale jestem za niski – powiedział szczerząc żeby – A polko do dziś marzy o tym by walczyć w jej szeregach.
- A to prawda co o nich mówią
- Faktycznie są wielcy, a ich miecze są nieco większe niż miecze normalnego bersekera, ale opowieści jak zwykle ubarwiali ludzi, chodź naprawdę chciał bym zobaczyć ich na polu bitwy.
Ucichł na chwile, by kilkanaście sekund później zadać pytanie
- Widziałeś kiedyś jak ciężka jazda wpada w odział nie przygotowanej na to piechoty?
Leo przypomniał sobie szarże konnicy kropkowiczow w bitwie pod Mazinqourt, szarże widział z odległej pozycji ale i tak wyglądała imponująco. Przytakną więc.
- podobno ich atak wygląda bardzo podobnie
Siedzieli przez chwile w ciszy, leokles już niemal zapomniał o zmęczeniu, ale i tak nie miał jeszcze ochoty na machanie mieczem, poza tym domyślał się że następną przerwę Over zrobi w momencie kiedy zgłodnieje, a on zwykł jeść koło popołudnia, więc zagadną o następną osobę która wczoraj siedziała przy stole, i domyślał się że ta osoba będzie nie miej barwna o Ant Killera, i że Over będzie miał co nieco do powiedzenia na jej temat, naturalnie chodziło o Banitke, zawiódł się jednak srogo gdy w odpowiedzi usłyszał jedynie:
- czas wracać do treningu młody, nie mamy dużo czasu.
Nie powiedział ani słowa, wiedział ze nie ma sensu, wstał więc i wolnym ruchem podniusl miecz, przygotowując się do kolejnego ataku Overa, które niechybnie za chwile miał nastąpić.

c.d.n. to zalezy może za 30 min.
Powrót do góry
 
 
radji



Dołączył: 17 Cze 2002
Posty: 556
Skąd: z Siedlec

PostWysłany: Sro Paź 15, 2003 11:54 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Ant Killerowi polowanie sprawiało frajdę, już od młodych lat lubił się wybierać samotnie do lasu, mógł tam się wyciszyć z daleka od gwaru miasta i uciec od otaczających go ludzi. Zabierał swój krotki łuk który na dziesiąte urodziny sprawił mu ojciec i zaszywał się w lesie, czasem nawet na kilka dni. Polował w samotności, prawie nigdy nie zabierał kompanionów. Teraz gdy dowództwo doszło do wniosku że trzeba stworzyć specjalne grupy mające na celu zaopatrzenie w żywność wojsko zgłosił się natychmiast, razem z nim zgłosił się młody Leokles którego zamiłowanie do polowań nie było z pewnością dużo mniejsze. Inni, jak na przykład Over i Polko skwitowali pomysł słowami „nie chce mi się”, Qzawju odmówił podobnie dodał jednak przy tym kilka barwnych epitetów. Banitka również odmówiła, jak reszta wolała obijanie się po obozie i nudne warty.
Polowano grupami, nie mniejszymi niż dwie osoby, ku niezadowoleniu Anta, który był zmuszony wziąć ze sobą Leoklesa i nie większymi jak dziesięć osób. Jedni polowali na terenie lasu, inni ci bardziej odważniejsi zapuszczali się poza las w poszukiwaniu inny dóbr. Ant i leo choć nie obawiali się konnych podjazdów i z pewnością chętnie stawili by im czoło, to jednak przez wzgląd na to że polowanie na zwierzynę sprawiało im większa frajdę wybrali las.
Łuki które dostali w obozie nie były może najwyższej klasy, ale łowczy nie narzekali, grunt, jak to ują Ant że możemy się wydostać z tego śmierdzącego obozu pełnego ludzi. Zresztą temat łuków stał się głównym tematem rozmów w czasie wędrówki po lesie, mając na uwadze fakt ze obaj błyszczeli nie lada znajomościami jeśli o nie chodziło.
Ale i tak większość czasu chodzili w ciszy, po pierwsze z faktu że tropienie jej wymagało, a po drugi, co Leo zauważył dosyć szybko, że Ant za bardzo nie lubi gadać w takich momentach jak ten. Mimo to udało mu się go kilka razy zagadnąć go.
- Co łączy Banitke i Overa, pytasz. Jesteś cholernie spostrzegawczy i dociekliwy mały. A czasem najlepiej trzymać się własnych spraw i nie wciskać nosa w cudze, z nam, a raczej znalem takich co nie potrafili trzymać gęby na kłódkę, i teraz gryzą ziemie.
Leo wzruszył ramionami, myślał że Ant zakończył już ten temat ale mylił się, on ku jego zdziwieniu zaczą go kontynuować.
- Niemów tylko Overowi, on nie lubi jak się gada o tej sprawie, jest bardzo uczulony na ten temat.
- Zauważyłem – stwierdził Leo
Ant uśmiechną się szeroko.
- No tak – powiedział – już go pytałeś i co zrobił, tak myślałem – mina młodzika mówiła sama za siebie – nie pytaj go więcej o to, nie radzę. Dla mnie to śmieszne, ale on się zadurzył w tej dziewczynie po uszy, ja tam nigdy nie gadałem z nim na ten temat, ale z tego co widziałem to mu kompletnie odbiło.
- A oni –zapytał leokles, którego ciekawość nie miała granic – długa się znają.
- No trochę już się znają, akurat byłem przy ich poznaniu, to było tuz przed wojną, zatrzymaliśmy się w jakimś przydrożnym barze, gdzieś w jakiejś nie dużej mieścinie. Bar jak to bar, był nie duży i cuchnący, zamówiliśmy piwo i usiedliśmy gdzieś w kacie, pamiętam że obaj szliśmy na wojnę, no i wcześniej nie widzieliśmy się długo, wiec mieliśmy nieco tematów do rozmowy.
Piwo pieniło się jak piwo, ale jego smak wyraźnie odbiegał od smaku dobrego piwa, o takim piwie ludzie mówili że smakuje jak szczyny, jednak ani Ant, ani Over nie spodziewali się dostać dobrego piwa w tej śmierdzącej stęchlizną i cebulą knajpie, nie narzekając wiec, usiedli w rogu i zaczęli sączyć szczyny, rozmawiając przy tym zajadle.
- Powrót nigdy mnie nie interesował – Ant łykną z kufle i otarł rękawem pianę z ust – tamto życie mam już za sobą, a to mi się podoba.
- Więc czemu idziesz na wojnę, w ogóle czemu wracasz do kropkolandii, czyżbyś jednak zatęsknił za ojczyzną.
- Czy ja wiem, znasz mnie nieco Over, wiesz jaki jestem zawsze wszystko robię, po prostu miałem taki kaprys.
Over uśmiechną się nieznacznie i łykną z kufla.
- Poza tym – ciągną Ant – tu jest wojna, a ja ciągle jestem kropkowiczem.
Cisza która nastała wypełniona była piciem piwa
- A tak poza tym – mówił Ant – dziwisz się mojemu postępowaniu, to teraz spójrz na siebie, jak dobrze pamiętam i ty miałeś przyszłość malowaną w jasnych barwach, wiec czemu siedzisz teraz tu i sączysz ze na piwo, czemu idziesz na wojnę która i tak już jest przegrana, przecież możesz i dobrze żyć jako goista.
- jak to przegrana? – głos Overa miał być zdziwiony, ale był nieco sztuczny, berseker wiedział że sytuacja jest zła, ale nie dopuszczał do siebie tej myśli
- Co tu się oszukiwać, nie mamy szans, od północy idzie na nas armia generała Soldana, na południu generał Dmitrij Chocianow prowadzi swoje zastępy. Nie patrz tak na mnie, zapytasz dlaczego to ja idę na wojnę, zadaj sobie to pytanie, przecież ty dobrze wiesz że ta wojna już jest przegrana.
Sytuacja chodź miał być przyjacielska, zrobiła się nieco napięta, jednak rozluźniła się nieco gdy drzwi knajpy otworzyły się z hukiem, a w drzwiach stanęła kobieta, w błękitnej długiej do kostek sukni, i długimi rozpuszczonymi włosami, od razu przykuła wzrok siedzących w barze ludzi. Dziewczyna była wyraźnie zdenerwowana weszła szybko i podeszła do baru, głośno klnąc przy każdym niemal kroku, od razu można było zauważyć że miała buty na szpilkach i to przez nie tak łgała. Poprosiła o kufel piwa i usiadła przy najbliższym stołu, olewając wszelkie maniery jakie przysługiwały damom. I chodź od jej wejścia minęło dość dużo czasu by obecni w barze mogli się jej przyjrzeć to jednak dalej stawał się obiektem głównego zainteresowania. Szczególnie czwórki mężczyzn siedzących przy stole nieco dalej, którym niezaciekawie patrzyło z oczy, dziewczyna nie zwracała na nich najmniejszej uwagi, do czasu gdy jeden z nich z krzywym uśmiechem podszedł do niej starając się pokazać jaki to on jest dżentelmen.
- pani pozwoli ze się przysiądę – powiedział najładniej jak potrafił.
Dziewczyna zwróciła głowę ku niemu, przeszywając ironicznym spojrzeniem.
- Spierdalaj kmiocie – odmowa ta odbiła się echem po całej knajpie, i ci co już powrócili do swoich starych obowiązków, znów zwrócili głowę w tamtym kierunku.
Mężczyzna z krzywym uśmiechem najwyraźniej nie zrozumiał że dziewczyna nie życzy sobie żadnych adoratorów dzisiejszego dnia.
- Ty dziwko – ruch jego był szybki mimo ciężkiej postury, złapał dziewczynę za szyje podniósł z krzesła wylewając przy tym kufel piwa, które ściekało teraz wąskimi strugami ze stołu. Jednak decyzji tej szybko miał pożałować, bo dziewczyna widocznie przygotowana była na taka możliwość. Silny cios obcasem w krocze sprawił że mężczyzna skulił się puszczając ją przy tym . Nie czekała długo, zamachnęła się i silnie uderzyła go pięścią w twarz, powalając na ziemie. Dopiero teraz widzowie tego niecodziennego zjawiska dojrzeli kastet w ręku kobiety. Jednak był to dopiero początek draki, znajomki powalonego draba szybko podnieśli się ze swoich krzeseł, sięgając przy tym broń, i wykrzykując nie dżentelmeńskie odzywki w stronę damy.
- Musimy coś zrobić – Over zwrócił się do Anta.
- Nie mam ochoty – odpowiedział pijąc z kufla. Berseker wyraźnie zaskoczony obojętnością kolegi nie mówił już nic. Poza tym sytuacja wymagała szybkiej reakcji, wstał więc z krzesła, i chwycił swój miecz. Nie miał czasu na rozglądanie się po barze, który w tym momencie opustoszał.
Trzech drabów skoczyło ku pozornie bezbronnej dziewczynie, jednak Over był już gotowy do walki, zamachną się w pół obrocie, miecz zazgrzytał w kościach, powalając pierwszego napastnika, dziewczyna już miała w ręku broń pierwszego draba, który miał nieszczęście pocałować jej kastet. Szybko powaliła drugiego napastnika. Trzeci wyraźnie stracił ochotę do walki, widząc ciała swoich martwych kolegów, odwrócił się wiec na pięcie i jak błyskawica puścił się w stronę drzwi, nie gonili go, bo i po co.
- jak się czujesz? – zapytał Over, mając może nadzieje że dziewczyna przynajmniej podziękuje mu, zawiódł się jednak srogo.
- na chuj się mieszałeś szczylu, sama bym sobie poradziła – Over na chwile zaniemówił, zaskoczony jej słowami, dziewczyna w tym momencie jak gdyby nigdy nic skierowała się w stronę drzwi i wyszła. W rogu w tym momencie roznosił się echem po knajpie drwiący śmiech Anta.
- I co – zapytał leokles, który tez szczerzył żeby - co dalej.
- Dalej to już nie było mnie przy nich, wybiegl za nia z baru, podobno pokłócili się trochę, no i wrócił od niej nad ranem – dokończył z uśmiechem Ant.
Leo parskną śmiechem
- Aż te kobiety – skomentował na koniec, gdyż w następnej chwili tuz przed nimi w odległości kilkudziesięciu metrów pasło się stadko jeleni, napięli więc swoje łuki i wzięli się za robotę do której byli przydzieleni tego dnia.

c.d.n. wkrótce
Powrót do góry
 
 
szwagiereczek



Dołączył: 25 Maj 2003
Posty: 567
Skąd: Rzeszów

PostWysłany: Sro Paź 15, 2003 3:31 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

No,no Radji popisałeś się. Ten kawałek nie tylko zaspokoił moje oczekiwania ale pozostawił jeszcze "napiwek". Możesz być pewny że reszta kompani też będzie zadowolona. Jak widać te wyspy dobrze na ciebie wpłynęły może ja tez polecęSmile.
Był w tekście takki fajny kawałek(nie pamiętam dokładnie jak to było ale chyba jakoś tak):
"...Polko i Over wytłumaczyli się zwykłym nie chce mi się..."
Czyli piszesz że Over był troche leniwy ? Pytam bo dla polkolordka to normalka:))

Dobra do rzeczy (postaram się napisać mało )
Radji fajnie piszesz nawet bardzo fajnie , ale czasami zdaje mi się jalbyś wszystko pisał na podstawie wiedźmina( wyraziłem swoje zdanie możesz oczywiście się z nim nie zgodzić) . Zastanawiam się też czy te błędy ort. popełniasz pisząc też na kartce normalnej czy tylko na komputerze?
Dobra może za bardzo się czepiam , jeśli chcesz możesz zlekceważyć tego mojego wcipskiego posta.
Pozdrawiam
Powrót do góry
 
 
radji



Dołączył: 17 Cze 2002
Posty: 556
Skąd: z Siedlec

PostWysłany: Sro Paź 15, 2003 3:53 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cały czas jestem pod presja tego wiedzmina i nie dziwie sie ze to zauwazasz szwagier, wszystko co wymyslam tez porownuje do wiedzmina, wiem że ostatni kawalek przypominał nieco pierwsze spotkanie Yennefer z geraldem z ksiązki "ostatnie zyczenie", ale nic na to nie poradze. Choć szczerze mówiac nie chcialem ściągać, poprostu ja to wymysliłem i nagle doszlo do mnie że to jest nieco podobne do tego co napisał Sapkowski, nic na to nie poradze, wieze jednak że nastepne części opowiadania będa sie juz zdecydowanie różnić, bo nie chce tworzyc drugiego Jaskra,Emiela Regisa czy Cahira.
Więc postaram sie jak moge mijać wiedzmina, władce i inne opowiadania tego typu. Ale zawsze przez przypadek moge o cos zachaczyć, no ale ja pisze amatorsko, chyba pan Andrzej nie wypomni mi tego Smile
Powrót do góry
 
 
radji



Dołączył: 17 Cze 2002
Posty: 556
Skąd: z Siedlec

PostWysłany: Sro Paź 15, 2003 4:33 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Szedł wolnym krokiem przysłuchując się szumowi lasu, wokół panowała cisza. Na plecach nie miał swojego bersekerskiego miecza, uważał że nie będzie mu potrzebny w tej chwili, ubrany był w czarne skórzane spodnie i bluzę koloru szarego, na szyi zwisał mu złoty medalion z wyrytymi dwoma malutkimi mieczami na krzyż, pamiątka z czasów jego młodości. Jego czarne włosy spływały na kark. Miejsce do którego się udawał było niedaleko. Ujrzał ją po chwili, nie przypominała osoby która go powitała, wyglądała naprawdę pięknie, włosy miała rozpuszczone, usta nieduże, ale wyraziste, zadarty nieco nosek, i duże zielone oczy, które wpatrywały się teraz w jego postać, nie spieszył się miał czas, szedł więc wolno, nie spuszczając z niej wzroku. Zwrócił uwagę na suknie która ją okalała, była koloru czerwieni, i spływała po niej tak miękko że ukazywała jej piękne ciało i nieduży biust. Wyglądała jak sen, jak marazm, fatamorgana która była tak piękna że musiała zniknąć. I znikneła z chwila gdy mężczyzna podszedł do niej i usłyszał jej pierwsze słowa
- Co się tak patrzysz – głos jej odbiegał od standardowego kobiecego głosu, był nieco niższy – przecież sam mi kupiłeś te suknie
- Potrafisz wyrwać człowieka z najpiękniejszego nawet snu na jawie Banitko.
- nie pieprz Over, to ty chciales bym włożyła tę sukienkę, a ze jakimś cudem miałam ja przy sobie, ze cię do kręci to poszłam ci na rękę.
- Chciałem byś wyglądała bardziej kobieco.
Banitka parsknęła z cicha.
- To mogłam przyjść goła – odpowiedziała pół żartem.
Nie skomentował
- Chodź lepiej znalazłem wspaniale miejsce na wiesz co – ciągnęła zmieniając temat.
Over wiedział że nie ma co dyskutować, i chodź w banitce było tyle romantyzmu co śniegu na pustyni, łudził się ze może przez te lata cos zmieniło, myślał tak przy każdym spotkaniu z nią i zawsze się zawodził.
Nie szli długo, miejsce o którym mówiła banitka okazało się wodospadem, jeśli chodzi o to, to nie miał zarzutu, zawsze miała talent do wybierania ciekawych miejsc, jak to kiedyś stwierdziła lubi ekstremalny seks, a teraz zamarzyła jej się miłość w wodzie.
Puściła rękę Overa którą trzymała przez ten czas, w mgnieniu oka zdjęła czerwona suknie która miała na sobie, pod nią nie miała już nic. I biegiem ruszyła w stronę wodospadu, jej nieduże piersi mile podskakiwały pod każdym ruchem. Po chwili z pluskiem wskoczyła do wody, położyły się na plecach wołając ruchem palca wskazującego overa. I znów berseker nie dyskutował, po czasie przyzwyczaił się do jej zachcianek, więc szybko pozbył się ubrania i skoczył za nią.
Obią ja uściskiem i pocałował, odwzajemniła i uścisk i pocałunek, po chwili wyrwała się spod jego ramion i na plecach odpłynęła w stronę wodospadu. W miejsce gdzie woda z lekka spływała na jej głowę, podskoczyła w górę, piersi znów zafalowały w powietrzu, poczym znikneły w błękicie wody.
- Wybacz że nie będę romantyczna, ale teraz na myśl przychodzi mi tylko jedno, no może dwa słowa – powiedział z uśmiechem na twarzy – zerżnij mnie.
Podpłyną do niej, znal już jej zachcianki, więc wiedział jak odpowiednio zacząć grę wstępną, wolnym ruchem języka przejechał po jej ciałku, zaczął od biustu, bo reszta znajdowała się pod woda, dalej kierował się ku górze skończył na ustach.
Ich języki długo przylegały do siebie, w tym czasie ręka mężczyzny wolno zjechała po ciele kobiety, kierując się pod wodę, dochodząc do pępka i schodząc niżej. Druga ręką objął jej biodro, dalej sama go pokierowała, spazm rozkoszy przeszył obydwoje, chodz Over nieco dziwnie się czuł, to banitka dość swobodnie się czuła w wodzie, domyślał się że nie pierwszy raz próbuje tą „pozycje”.
Oboje zaczęli rytmicznie poruszać biodrami, dziewczyna zamknęła oczy i zacisnęła nieco zęby, berseker już przyzwyczaił się do warunków i przejął inicjatywy, lekko przycisną dziewczynę do skały, słysząc jej cichy jęk, domyślił się że to jęk rozkoszy, a nie bólu. Nie przerywał. Zimna woda cały czas spływała na ich głowy, ale oni już jej nie czuli, czas spazmatycznej rozkoszy powoli nadchodził.
- Ty zawsze taki byłeś Over – banitka pływała bezwładnie po jeziorku – zawsze po skończonym seksie marzy ci się piękne wesele i dzieci.
Besreker stał w wodzie, oparty o skały.
- Wiesz że zawsze cię kochałem.
- Nie pieprz mi głupot Over, co ty wiesz o miłości, zresztą oboje walczymy jako najemnicy, to wygląda nieco śmiesznie, wyobrażasz sobie taka sytuacje, jak by to usłyszał Polko to śmiał by się z ciebie do końca życia.
- Gówno mnie obchodzi Polko i inni, tylko ty się dla mnie liczysz, nie chce byś zginęła gdzieś w jakiejś bitwie, na końcu świata.
Banitka przewróciła się na plecy, wpatrując się swymi dużymi zielonymi oczami w jego stronę.
- Czemu nie możemy rzucić tego w cholerę – ciągną Over – czemu nie możemy żyć inaczej, jak ludzie, mieć rodzinę, dzieci, czemu, czy aż tak się od nich różnimy.
- Sam zawsze powtarzasz że jak obierzesz taka drogę to nie ma powrotu, a my taka obraliśmy wieki temu, obraliśmy ja z różnych powodów, ale to jest nieistotne, najważniejsze jest to ze na tej drodze tkwimy, a ona prowadzi tylko w jednym kierunku.
- po za tym – ciągnęła – czy wyobrażasz sobie życie bez miecza, bez wojny, bez krwi i pożogi, nie oszukujmy się, tak samo jak i ja jesteś do tego stworzony, reszta się nie liczy.
Nie odpowiadał, bo wiedział że ona ma racje, przypomniał sobie mądrości jakie przekazywał młodemu Leoklesowi i uświadomił sobie ze w tym momencie oszukiwał sam siebie, ze poczuł chwile słabości, choć nie wiedział czemu, to jednak obstawał przy swoim.
- Wyobrażasz sobie spokojne nudne życie – ciągnęła – gdzie ty będziesz pracował dajmy na to jako bankier – uśmiechnęła się – a ja będę przewijać zasrane bachory, Over bądźmy realistami.
- Kocham cię – przerwał jej.
- nie kochasz mnie, tak ci się tylko wydaje.
Patrzyli na siebie przez chwile. Banitka nie miała ochoty ciągnąć tego tematu
- Wybacz, ale nie mam ochoty o tym gadać – powiedziała zimno – mam ochotę na jeszcze jeden numerek, więc jeśli... – przerwała widząc jak Over wychodzi z wody i kieruje się w stronę swych ubrań.
Nigdy nie potrafiła być czuła, taka już była, i nawet słowa które jej się wydawały odpowiednie raniły ludzi, chciała jeszcze cos powiedzieć, ale uznała że nie ma sensu mówić nawet „przepraszam”.

c.d.n.
Powrót do góry
 
 
szwagiereczek



Dołączył: 25 Maj 2003
Posty: 567
Skąd: Rzeszów

PostWysłany: Sro Paź 15, 2003 9:00 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Heh ,ta Anglia faktycznie nieźle działa na pisarzy Smile
No tego nie było we Wiedźminie , Władcy czy żadnej innej książce którą na razie czytałem.
Ciekawie opisujesz postacie ,użawasz odpowiedniech słów, czasami w książkach to autorzy pieprzą pierdoły starając się jeszcze bardziej upiększyć kobietę , mężczyznę lub choćby otoczenie ,co w skutku daje przeciwny do zamierzonego efekt. Fakt piszesz amatorsko ale wciągająco , nie wszystkie opowiadania mnie tak wciągnęły.

p.s.Radji ja tylko powiedziałem że piszesz jakby na podstawie Wiedźmina ,nie powiedziałem że mi się to nie podoba , jeśli chcesz możesz dalej tak pisać bo jak (chyba wszyscy zauważyli) ja też jeszcze jestem pod presją Tego Wiedźmina Smile
Powrót do góry
 
 
Polkolordek



Dołączył: 24 Maj 2003
Posty: 503
Skąd: Gdansk

PostWysłany: Czw Paź 16, 2003 4:04 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

jak narazie super radji Surprised oby tak dalej Smile Smile Smile
P.S.Dlaczego uwazasz szwagiereczek ze jestem leniwy Question Twisted Evil
Powrót do góry
 
 
szwagiereczek



Dołączył: 25 Maj 2003
Posty: 567
Skąd: Rzeszów

PostWysłany: Czw Paź 16, 2003 4:49 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Polko jakbyś nie zauważył to był żart.
Jak się obraziłeś to przepraszam ciebie Laughing
Powrót do góry
 
 
Polkolordek



Dołączył: 24 Maj 2003
Posty: 503
Skąd: Gdansk

PostWysłany: Pią Paź 17, 2003 6:57 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

pewnie ze sie nie obrazilem Smile w sumie to miales swieta racje Smile
Powrót do góry
 
 
radji



Dołączył: 17 Cze 2002
Posty: 556
Skąd: z Siedlec

PostWysłany: Czw Paź 23, 2003 12:22 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Jak zwykle wieczorem spotykali się przy stoliku, na skraju lasu gdzie stały ich namioty mieszkalne, wokół jak zwykle panował harmider, wszak był to czas zmiany wart i pora obiadowa. Byli prawie wszyscy, Ant, Over, Leokles, Szwagier i Polko, brakowało jedynie banitki, która lada chwila miała nadejść.
Nie rozmawiali, chodź temat wisiał w powietrzu, to teraz delektowali się posiłkiem, a było to mięso jeleni i królików, upolowane tegoż samego dnia przez ludzi do tego wyznaczonych, do tego dodano chleb biały, wszystko popijali wodą. Obiad może nie był zbyt wytworny, ale w tym przypadku smakował naprawdę wspaniale.
- Nawet niezłe to żarcie – Polko przeżuwał właśnie kawałek mięsa, więc jego glos był nieco inny niż zwykle – te polowania to niegłupi pomysł.
- I ja tak myślę – odpowiedział Ant – dziwie się że wam się chce ślęczeć na dupie w obozie.
- Mi tam nie w głowie szwendanie się po lesie – Polko zdołał już przeżuć kawałek mięsa, więc jego glos wrócił do normy.
- Przynajmniej jesteśmy z wart zwolnieni – dokończył Ant, pociągając mocno z żelaznego kubka, w którym miał wodę.
- Ja tam wole warty – odpowiedział po chwili Polko.
- Masz jakieś wieści z dowództwa Ant – zmienił temat Over, obgryzający resztki kości.
Killer spojrzał w jego kierunku, odłożył kawałek mięsa, który trzymał w ręku.
- Chodzą słuchy, że niedługo wyruszamy, chodź to znowu mogą być plotki.
- Najwyższy czas – wtrącił Szwagier – my siedzimy tu już dobre półtorej miesiąca.
Over nie zwrócił najmniejszej uwagi na słowa Szwagra, bardziej interesowały go relacje Anta, który miał bliskie znajomości na wyższym szczeblach i mógł dowiedzieć się o ważniejsze wiadomości, zdecydowanie wcześniej niż inni.
- Co jeszcze słyszałeś?
- Podobno są już konkretne plany, ale wiedza o nich tylko ci na samej górze, słyszałem tylko ze w najbliższym czasie mamy ruszać, ale nie wiadomo dokładnie w którym kierunku i gdzie.
- Miejmy nadzieje że dowództwo nie powariowało – wtrącił Polko – chyba nas nie wyślą na otwarta walkę z Goistami, słyszałem że generał Soldan zebrał niezłą armadę przeciw nam.
- Ponoć ze sto tysięcy – wtrącił Szwagier.
Leokles aż głośniej przełkną ślinę kiedy to usłyszał.
- Tego niewiadomo – mówił Ant – na razie nie ma wieści od szpiega, na jego relacje czeka dowództwo.
- A co się stało z marszałkiem Czerwonym Redem Sztandarem – odezwał się niepewnie leokles, chodź spędził już trochę czasu z grupa i zdołał ich poznać, to jednak prawie nigdy nie zabierał głosu w czasie ich co wieczornych rozmów. Pytanie to jednak zaciekawiło wszystkich obecnych, którzy ponownie zwrócili wzrok w stronę Anta, czekając na jego odpowiedz.
- Marszałek red – odpowiedział Killer – wyruszył już ponad cztery miesiące temu na poszukiwanie sojuszników, i od tamtej pory słuch o nim zaginą, w dowództwie krążą słuchy że go gdzieś ubili, ale tak naprawdę to nikt nie wie na pewno, mówią że jest już daleko poza golandia i dlatego nie ma od niego wieści.
Rozmowa na chwile ucichła, w tym momencie do stołu podeszła Banitka, grupa przywitała się z nią jak zwykle machnięciem ręki. Nie zwróciła jednak najmniejszej uwagi na grupę, jej wzrok zatrzymał się na postaci Overa, na chwile patrzyli się na siebie.
- Mogę cię prosić Over – zapytała w swoim stylu, nieco szorstko.
Nie odpowiedział tylko wstał od stolika i podszedł do niej, odeszli od grupy na kilka metrów, tak by nikt ich nie słyszał. Inni w ciszy odprowadzili ich wzrokiem.
- zakochani – powiedział nieco dowcipnie Polko. Nikt się nie zaśmiał, szybko zaczęli rozmawiać, ale na zupełnie inni temat.
Tylko Leokles zwrócił wzrok w stronę w która odeszli „zakochani”, nie słyszał ich, ale z jego miejsca dobrze było widać parę.
Zauważył że banitka ciągle mówi, a Over przytakuje, nie miał zielonego pojęcia o czym mogą rozmawiać, potem mówił Over, a banitka przytakiwała, na końcu oboje z kamiennymi twarzami wrócili do stołu, siadając naprzeciwko siebie, nie odzywali się już od tamtego czasu. Leokkles domyślił się ze coś jest nie tak miedzy nimi, chodź nie czuli do siebie odrazy, to jednak zachowali milczenie w stosunku do siebie, zresztą niedługo potem banitka pożegnała grono, co tez w kilka chwil później zrobił Over. Teraz młodzik nic już nie rozumiał.

p.s. nie rzycze żadnemu pisarzowi tego co ja musialem znieśc przy pisaniu tego rozdzialu, chodz przemeblwywałem go kilkanascie razy to i tak mi sie nie podoba, ale nie mam juz ochoty nad nim siedzieć, wiec wybaczcie, ale ja mam dość.

c.d.n. chyba zaraz,no albo zaraz pojde spać Smile
Powrót do góry
 
 
radji



Dołączył: 17 Cze 2002
Posty: 556
Skąd: z Siedlec

PostWysłany: Czw Paź 23, 2003 12:53 am    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

W domu besta panowała cisza, zniecierpliwieni generałowie czekali na generała Maaaqa który lada chwila miał nadejść. Besti chodził nerwowo od okna do okna z rękami złożonymi z tyłu, Raimondas przeglądał mapę kropkolandii, rozłożona na słynnym wielkim stole, Muslimek natomiast rozglądał się po kolekcji książek gospodarza, jakby miał nadzieje znaleźć tam cos nowego.
Nie przyszło im długo czekać, po kilku chwilach w drzwiach staną generał Maaaq.
- Witam – powiedział już w progu, wszyscy wewnątrz, albo odpowiedzieli albo kiwnęli głowa, na znak że tez witają generał Maaaqa – Wybaczcie spóźnienie.
- Nie ma sprawy Maaaq – rzekł Best, siadając przy najbliższym stole tuz przed mapa, inni zrobili to samo.
Zaczął best, który pod nieobecność marszałka Reda objął tymczasowe dowództwo.
- Są jakieś wieści od szpiega?
- Nie wrócił jeszcze posłaniec, liczymy na to że będzie z powrotem za jakieś dwa dni – odpowiedział Raimondas.
- Wiec jeszcze jesteśmy ślepi – „najlepszy” nerwowo bawił się piórem, grzebiąc w kałamarzu i rozmazując tusz po jego ściankach.
- Best, ludzie zaczynają się niecierpliwić, niebędna wiecznie wieżyć w plotki, jakimi ich karmimy – tym razem glos zabrał Maaaq – z każdą chwilą tracą morale, nie zauważymy jak zaczną dezerterować.
- nie możemy działać, musimy czekać na Reda.
- red wyruszył ponad trzy miesiące temu – przerwał berseker – i nie ma od niego wieści od tamtej chwili, słuchaj best mówię do ciebie jak do przyjaciela, ruszmy się z miejsca...
- I co!– gospodarz nerwowo rzucił pióro na stół, tuz obok kałamarza – staniemy na czystym polu, cztery tysiące przeciw stu tysiącom, na co liczysz Maaaq.
berseker odpowiedział najspokojniej jak mógł.
- Niedługo i tak przyjdzie nam stoczyć bój, a tu w lesie nie będzie on dużo łatwiejszy.
Best wizą głęboki oddech.
- A co wy o tym sadzicie, Raimondas, Muslimek? – odpowiedział już ciszej starając się nieco rozładować nerwową sytuacje, jaka zapanowała
Raimondas negatywnie kiwał głową na znak że nie ma nic do powiedzenia, wszak generałem został nieco przypadkowo, wcześniej ledwie był dziesiętnikiem i zdecydowanie lepiej czul się na polu bitwy, niż przy mapach. Za to Muslimek miał nieco do powiedzenia.
- Mam pewien plan – powiedział spoglądając cały czas na mapę, dopiero teraz zwrócił wzrok na obecnych, a ci na niego.
- Nie stoczymy z nimi bitwy na czystym polu, bo oznacza praktycznie porażkę, nie zostaniemy tutaj bo tez przegramy, a jakby tak zając twierdze i zmusić przeciwnika do oblegania jej?
Raimondas w sumie nie powiedział nic, ale Maaaq i Best spojrzeli na kompana dziwnie, i żeby go nie znali od razu wybuchnę li by śmiechem.
- Żartujesz Muslim, że niby jak, zmusić ich do oblężenia, że niby czego? – best przybrał nieco drwiący ton.
- Właśnie – wtrącił Maaaq – musiała by to być na tyle ważna twierdza by Soldan fatygował się z jej oblężeniem, poza tym oni mają maszyny oblężnicze, nie ma mowy o długim utrzymaniu twierdzy.
- Ale jakby bronić takiej twierdzy – mimo ironii jaka unosiła się wokół, glos jego był spokojny - którą Leszek Soldan z pewnością będzie oblegał i nie użyje machin.
Nad głowami trojki generałów wciąż wisiał znak zapytania.
- Co masz na myśli Muslimek, jaka twierdza jest na tyle ważna by Leszek Soldan nie użył na niej machin oblężniczych?
- jest taka twierdza, a właściwie miasto.
Zapadła dziwna cisza, która przerwał Best
- Chyba nie mówisz o Gopolis.
Wzrok wszystkich skupił się na postaci Muslimka, a jego twarz wyraźnie potwierdzała stwierdzenie Besta. Przez następne chwile znów było cicho, twarz pomysłodawcy uśmiechała się nieznacznie, twarze reszty wyrażały istotne zaskoczenie.
- Chyba żarty sobie stroisz Muslim – wybuchł nagle Maaaq – Gopolis, chce ci przypomnieć, że miasto to nie leży w naszych rękach, a Goisci z pewnością nam nie otworzą jego bram.
Nieco ironiczny uśmieszek nie znikał z twarzy Muslimka, najspokojniej w świecie podniósł rękę w gore, uciszając tym samym rozgadanego kompana.
- Dacie mi skończyć – twarz mu spoważniała, ale glos był spokojny.
Poskutkowało, berseker się uciszył, a inni nie zamierzali teraz wykładać swoich tez na ten temat, wszyscy skupili się by posłuchać co ma do powiedzenia ich kompan, a ten jak zwykł to zauważyć każdy obecny był spokojny jak nikt inny w świecie.
- Kiedyś – zaczął - jeszcze za czasów, gdy gopolis podlegało pod wspólna protekcje Golandii i Kropkolandii, kilku budowniczych zbudowało tajemne przejście. Właściwie to niewiadomo czemu miało ono służyć, fakt faktem, że powstało i że nikt oprócz garstki ludzi o nim nie wiedział, nawet teraz mało kto jeszcze o nim wie, a już na pewno nie wiedzą o tym goiści. Wejście do tego tunelu znajduje się kilka kilometrów za miastem, dobrze ukryte wśród drzew i konarów tamtejszego lasu, wyjście natomiast jest niemal w centrum miasta.
- No dobra – przerwał Best – niech będzie, może i jest to przejście i ale jak dotrzeć do bram miasta i jak przerzucić armie do środka, te przejście chyba nie jest aż tak duże.
Muslimek oparł się o oparcie swego krzesła.
- Spokojnie besti – zaczął po chwili – jeszcze nie powiedziałem ci, co planuje.
- Dobrze więc, dokończ
- Myślę by stworzyć specjalny odział maksymalnie kilkunasto osobowy który dostanie się do miasta nocą, opanują jak się da najciszej jego główna bramę i otworzy ja nad ranem.
- No tak – Maaaq tym razem zabrał głos – mówisz co zrobimy jak będziemy pod murami, ale mniej na uwadze fakt, że miedzy miastem i nami stoi Leszek Soldan, który bynajmniej nie przepuści nas po prośbie.
- To jest najtrudniejsza cześć planu, ale ja miałem tylko dąć propozycje.
Zapadło milczenie, długie, ciężkie milczenie, które nikt nie kwapił się przerwać, best stał od stołu i podszedł do okna, na zewnątrz, niedaleko jego domu, przy wielkim czarnym namiocie, nad którym powiewała dość spora flaga z godłem kropkolandii, trzech żołnierzy grało w kropki i biorąc pod uwagę blaszane monety które rzucali na stół grali na pieniądze. Best jednak nie zwracał na nich najmniejszej uwagi, zastanawiał się co zrobił by marszałek Red, w takiej chwili.
- ramondas! – krzykną, a głos jego był pełen siły, jak on sam w tym momencie
- tak
- Daj mi znać, kiedy przybędzie szpieg.
- Dobra.
- Muslimek
- Słucham
- Stwórz specjalne odziały konne, do walki z wolnymi kompaniami goistow ,weź wszystkie konie jakie mamy, również nasze, jeśli chcemy się przedrzeć niepostrzeżenie i wymanewrować Soldana musimy go oślepić.
- Nie ma sprawy.
- Maaaq, tobie powierzem stworzenie grupy dziesięciu osób która będzie się przedzierała do miasta.
berseker przytakną.
- Kiedy zaczynamy?
- na razie musimy poczekać na wiadomości od szpiega, a dalej zobaczymy.
- A Red sztandar.
Best ucichl chwile.
- Jeśli żyje – odezwał się – to nas znajdzie.
Nikt już nie powiedział nic, tylko ruszył do wykonania swoich rozkazów.

c.d.n. i mimo że mam gotowy rozdział to jednak opublikuje go jutro, dzis mi sie juz nie chce, wiec dobranoc i do jutra Smile
Powrót do góry
 
 
radji



Dołączył: 17 Cze 2002
Posty: 556
Skąd: z Siedlec

PostWysłany: Czw Paź 23, 2003 1:06 pm    Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Na niebie święcił księżyc, ale i on nie był w stanie rozświetlić mroku panującego wokół, w końcu był środek nocy. Również wiatr starał się uprzykrzać życie komuś, kto tej nocy miał cos do załatwienia, a takich było na pewno niewielu, pomijając może jeźdźca galopującego wzdłuż lasu. Jego sylwetka na tle księżyca wyglądała nad wyraz imponująco i przerażająco, ale tylko pozornie, jeździec czuł w sobie wyraźny niepokój. Szczególnie teraz, gdy jechał na spotkanie ze szpiegiem kropkowiczow, stacjonującym w obozie wroga.
Był to jedyny kret w obozie goistów, chodź dowództwo wysłało ich około dwudziestu. Wszyscy oprócz tego jednego zostali rozpoznani, i jeśli mieli szczęście to udało im się uciec na czas, a jeśli nie mieli szczęścia, i tu tez dzielili się na takich co od razu ginęli i ci mieli szczęście, i na takich co zanim przyszło im zawisnąć na gałęzi jakiegoś drzewa, byli ówcześnie torturowani, niektórzy nawet po kilkanaście dni.
Ten, któremu udało się uniknąć rozpoznania mógł wiec uznawać się za wielkiego eksperta w tym fachu.
Jeździec nie mógł z pewnością wyobrazić sobie siebie w roli szpiegu, dla niego miejsce spotkań w którym co jakiś czas się widywali było cholernie niebezpieczne, mimo że znajdowało się dobre dziesięć kilometrów od obozu, tak daleko na ogół nie zapuszczała się żadna straż, a nawet, jeśli się zapuszczała to miejsce w którym się spotykali było przez nią omijane
Jeździec jeszcze w miarę pewnie czul się w cieniu drzew, jednak te przestały go ochraniać po chwili, zsiadł wiec z konia i przywiązał go do jednego z pobliskich drzew, dalej miał ruszyć pieszo, mimo ze do miejsca spotkania pozostało ponad kilometr, miejsce to dalej uchodziło za bezpieczne, to jednak podróżny wolał nie kusić losu.
Nigdy nie lubił tego odcinka drogi, tej otwartej laki dzielącej dwa lasy, był na niej widoczny jak na patelni. Zawsze przebywał ją biegiem.
Bieg, chodź męczący, to jednak rozgrzał jeźdźca w ta zimna noc, starał się poruszać jak najciszej, i najszybciej, co z reguły mu wychodziło, po kilku minutach podbiegł na skraj drugiego lasu. Odetchną z ulga, jak zwykle, powtarzając sobie, „teraz już bezpiecznie”, w myślach. Biegł dalej skrajem lasu, aż dostrzegł wysoki na około trzy metry i zaostrzony na górze kamień.. Zatrzymał się, teraz szedł już wolno, w miedzy czasie zdjął z pleców naładowaną kusze, cień postaci dojrzał po chwili, dalej podchodził cicho, kryjąc się w cieniu drzew. Postać nie widzi la go aż do czasu gdy sam się ujawnił.
- Witaj Ant – głos miała spokojny, jak by te spotkania, w ogóle ją nie denerwowały, mimo ze to ona ryzykował więcej.
Ant opuścił kusze, jednak na twarzy dalej widniał ślad zdenerwowania.
- Jak zwykle, jesteś cholernie nie ostrożny – odpowiedział, w ręku w dalszym ciągu trzymał nabita kusze, po chwili jednak założył ją sobie z powrotem na plecy.
Postać uśmiechnęła się.
- Może dzięki temu jeszcze żyje – odpowiedział z nutka ironii w glosie – tamci byli ostrożni i teraz gryzą ziemie.
Nie skomentował.
- Witaj Markiz – przywitał się dopiero w tej chwili.
Nastąpiła chwila ciszy, ale niedługo, nie było czasu teraz na takie głupoty.
- Powiadasz, że generał Soldan wyrusza za tydzień, to pewna informacja?
Markiz przytakną.
- mają iść przełęczą krwawych kropek, wzdłuż góry Emiela, i zajść las od północy.
- Soldan nie dzieli armii?
- Dziwi to wszystkich, ale nie, tłumaczy się tym, że w lesie chce mieć cała armie przy sobie.
Wiatr mocniej dmuchna rozwiewając wlosy rozmawiajacych.
- Masz jeszcze jakies konkretne wieści?
- Armia liczebnie nie jest mniejsza niż dziewięćdziesiąt tysięcy, ale jak zapewne wiecie większość zawodowej armii, pod wodza Dmitrija Chocianowa walczy w Cheesworldzie, przeciwko warcabnikom, w kraju została tylko elitarna gwardia generała Soldana, w sile dziesięciu tysięcy, reszta to żółtodzioby, brano niemal każdego kto potrafił machać mieczem, a jeśli nie potrafił tego, to dawali mu pike w rękę – dokończył nieco drwiąco.
- Nasza armia tez nie jest zbyt doświadczona – odpowiedział poważnie Ant – większość to żółtodzioby, mało jest tych co wygrali pod Mazinqourt.
- Słyszałem, w dowództwie Soldana tez o tym trąbią – odpowiedział szpieg - Jednak generał chce jeszcze poczekać, wie na co stać kropkowiczów, ale uzurpator chce natychmiastowych wyników i szybkiego stłumienia buntu, dlatego za równo siedem dni armia wyrusza.
Na chwile zapanowała cisza, przerwana skowytem kojota wyjącego do księżyca.
- A co my planujemy?
- Dowództwo ma plan, podobno, ale jest on tajny, wie o nim tylko sama góra.
Markiz wyszczerzył żeby w cichym uśmiechu, uśmiech ten mówił sam za siebie, a mówił „oni zawsze tylko planują”, wszak pogłosek o rzekomych planach z dowództwa kropkowiczów wychodziło wiele.
- A ty? – Zagadną po chwili Ant – kiedy masz zamiar się urwać.
- Nie wiem – odpowiedział, a jego twarz nieco spoważniała – chyba w najbliższym czasie, na razie poczekam
Krzaki zaszeleściły kilka metrów dalej, Ant nerwowo skierował wzrok w tamtym kierunku, odruchowo kierując rękę w stronę rękojeści swojego miecza, Markiz tylko uśmiechną się nieznacznie.
- Spokojnie – odpowiedział – to tylko wiatr.
Killer nie skomentował
- Nerwowy, jak zwykle – kontynuował Markiz – nie nadawałbyś się na szpiega.
- Za to ty nadajesz się jak ulał – odpowiedział Ant, biorąc przy tym głęboki oddech.
Markiz uśmiechną się szeroko.
- Chyba czas się pożegnać – odpowiedział, rozglądając się spokojnie wokół – wszak czeka cię długa droga powrotna – szpieg wcisną w rękę jeźdźca mapę z dokładnym wykresem marszu Armii generała Soldana, wraz z jej stanem osobowym i podziałem na dywizje.
- Trzymaj się stary – dodał – ta mapę zawieś do dowództwa, powinna się przydać.
Jeździec schował mapę, poczym uścisną wystawiona dłoń Anta.
- I ty się trzymaj i do następnego.
Ant nie zastanawiał się długo, tylko odwrócił się na pięcie i ruszył pędem w kierunku gdzie zostawił konia, był cholernie zadowolony ze opuszcza to niebezpieczne miejsce i wraca do bazy, nie współczuł przyjacielowi, czuł nieco egoistyczna potrzebę ucieczki stąd.
Markiz stal w miejscu spoglądając jak jego kumpel ginie w mroku, rozejrzał się jeszcze wokół, krzewy znów zaszeleściły, zwrócił spokojny wzrok w tamtym kierunku, cholerny wiatr pomyślał i poczuł silny ból w ramieniu, poczuł jak krew spływa wąska stróżką z miejsca z którego teraz wystawał koniec bełtu, z wolna usuną się na kolana.” Miałem kurwa racje, że to szpieg” usłyszał z oddali. Zamazanym wzrokiem ujrzał trzy sylwetki wychodzące zza krzaków, jedna podbiegła szybciej i uderzyła go w twarz tak mocno, że Markiz runa na plecy, postać gotowała się do kolejnego ciosu.
- Zostaw go kretynie – postać za nim powstrzymała go w ostatniej chwili.
- Przecież to kret – usprawiedliwiał się uderzający.
- Ale oficer idioto, jak go zabijesz to nici z nagrody, prędzej cię powiesza a nie nagrodzą.
- Przecież...
- Nie uwiężą ci – przerwał mu – pomyślą ze go kropnąłeś z własnych pobudek, a żywego przesłuchają.
Stojąca nad Markizem trojka nie zwróciła uwagi jak szpieg wolno wyciąga kapsułkę ze swojego sygnetu, nie zauważyła jak wkłada sobie do ust i przegryza ja zębami, jak uśmiecha się drwiąco do księżyca, patrząc na gwiazdy ostatni raz, umierając w spokoju i ciszy. I chodź pragną tego bardzo, to jednak nie mógł zobaczyć ich twarzy, w tej chwili odlatywał ku światłu.

c.d.n.
Powrót do góry
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.kropki.legion.pl Strona Główna -> Hydepark Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedna  1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 12, 13, 14  Następna
Strona 8 z 14

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




wiadomosci z forum
Polityka cookies